Dyskryminacja pracowników o pochodzeniu imigracyjnym jest powszechna w niemieckich
firmach – wynika z ankiety przeprowadzonej przez Federalną Agencję Antydyskryminacyjną (ADS).
O jej wynikach pisze „Welt”. Dyskryminacja ma miejsce także w dużych firmach, które zewnętrznie
są zaangażowane w promowanie różnorodności i równych szans
Według reprezentatywnych badań, dyskryminacja osób o imigracyjnym pochodzeniu jest niestety wciąż dość
powszechna – mówi Bernhard Franke, pełniący funkcję szefa ADS. Do ADS trafia wiele skarg pracowników
z niemieckich firm – zdecydowana większość przypadków dyskryminacji ma bowiem miejsce w pracy.
Nowa ankieta YouGov, przeprowadzona wśród ok. 500 pracowników o pochodzeniu migracyjnym pokazuje, z jakimi
problemami borykają się poszkodowani. Aż 53 proc. czuło się w niekorzystnej sytuacji, szukając pracy – częściej dotyczyło
to kobiet niż mężczyzn. Z kolei ponad jedna trzecia badanych miała wrażenie, że trudniej im ze względu na pochodzenie
dostać pracę, oraz że muszą zrobić więcej dla tego samego uznania w swojej pracy, niż osoby bez pochodzenia imigracyjnego.
Najczęściej przyczynami dyskryminacji są ich imię i nazwisko, narodowość, miejsce pochodzenia oraz wyznanie – pisze „Welt”.
Incydenty tego rodzaju nie omijają dużych firma, które zewnętrznie są zaangażowane w promowanie różnorodności i równych szans.
Według ADS, afro-niemiecki pracownik, który pracuje dla firmy DAX, poinformował, że za plecami był nazywany „King Kongiem”
przez zastępcę szefa działu. Poskarżył się w firmie na dyskryminację rasową, ale ponieważ uznał, że sprawa nie została potraktowana
odpowiednio poważnie, zwrócił się do ADS. Jego rodzima firma nie uznała sprawy za dyskryminację, a jedynie
„brak wrażliwości” – opisuje „Welt”.
Do ADS trafiają też sprawy, dotyczące pomijania pracowników o innym kolorze skóry lub pochodzeniu przy awansach
na wyższe, kierownicze stanowiska.
PAP/mt