Stworzenie polskiego auta elektrycznego to dobry pomysł, ale planowany koszt, data uruchomienia i wielkość produkcji są nierealne – uważa ekonomista z Wyższej Szkoły Bankowej Jacek Karcz. Dodał, że lepiej byłoby zacząć w Polsce produkcję e-samochodów od licencji na gotowy i sprawdzony model.
Pod koniec lipca firma ElectroMobility Poland (EMP) przedstawiła oficjalnie dwa prototypy polskich samochodów elektrycznych (w wersji SUV i hatchback) nowo powstałej polskiej marki Izera.
“Patrząc na projekt polskiego auta z perspektywy rozwojowej, to pomysł jest jak najbardziej słuszny, ale od złej strony się do tego zabieramy” – wskazał ekonomista.
Według Karcza, lepszym rozwiązaniem z biznesowego punktu widzenia byłoby zacząć w Polsce przygodę z rodzimą produkcją e-aut od składania gotowego już modelu na licencji. “Jak miało to miejsce z licencją od Fiata i produkcją samochodów pod marką Polski Fiat” – dodał.
Ekonomista wskazał, że nierealne wydają się też założone data i koszty uruchomienia produkcji oraz planowana wielkość produkcji. “Wystarczy porównać sytuację marki Tesla, która zaczęła działalność w 2003 roku, pierwsze auto Tesla stworzyła przy współpracy z doświadczonym producentem ekskluzywnych samochodów sportowych, a wspomniany poziom 100 tys. aut rocznie osiągnęła ok. 2016 roku, czyli po 12-13 latach istnienia” – wskazał. Dodał, że dopiero w 2020 roku Tesla przekroczyła pułap 1 miliona wyprodukowanych samochodów.
Ekspert dodaje, że w Polsce istnieje problem z mentalnością, jeśli chodzi o elektryfikację pojazdów, która wynika z bardzo ograniczonej – w porównaniu do innych krajów Europy – oferty infrastruktury do ładowania.
Wskazał, że do rozwoju elektromobilności w Polsce, a z nią polskiej marki e-aut, w pierwszej kolejności niezbędna jest łatwo dostępna infrastruktura ładująca.
Według danych z ostatniego “licznika elektromobilności”, w całej Polsce jest zaledwie 1 224 ogólnodostępnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych.
GD
Foto: www.izera.pl