136 views 17 min

0

Komentarzy

Aleksander Nowak o emigracji, muzyce, wspólnotach polonijnych.

- Marzec 20, 2017

Aleksander Nowak, piosenkarz, muzyk, tekściarz, Polonia, koncert w Brukseli, Rzym, Belgia.

Aleksander Nowak o emigracji, muzyce, wspólnotach polonijnych i tożsamości. W istotę polskości wpisana jest emigracja. To fakt. Bez konieczności przypominania naszej trudnej historii. Witold Gombrowicz napisał w jednej ze swoich powieści, że Polska „to kraj, który ani żyć ani zdechnąć nie pozwala. A ciągle nas miedzy bytem i niebytem trzyma”- czy dlatego emigrujemy? Czym jest emigracja, dla tych, którzy wyjechali: szansą, koniecznością, marzeniem o lepszym życiu? Czym staje się po latach pobytu poza krajem: cierpieniem, tęsknotą, wykorzenieniem i zagubieniem. Jak odnaleźć się między bytem i niebytem? Jak uciec, jak odnaleźć swoje miejsce, nie stracić tożsamości? Rozmowa z Aleksandrem Nowakiem, przebywającym na emigracji we Włoszech od 1989 roku. Człowiekiem, który postanowił przerwać milczenie i wszedł na polonijne estrady, by wyśpiewać to, o czym trudno jest mówić, a co staje się szansą, by o emigracji podumać.

– Jak oceniasz emigrację po 1989 roku? Czym była konkretnie dla Ciebie?

A.N. Mogę ocenić tylko emigrację włoską po 1989 roku. Ja wyjechałem do Rzymu na studia – była to dla mnie ogromna szansa, tak wtedy czułem. Pamiętam szarą, smutną i zamkniętą Polskę. Pamiętam biedę materialną i duchową, stłamszonych ludzi; moich rówieśników, którzy zaczynali różne kierunki studiów i nie wiedzieli, jak z nimi dalej będzie. Pamiętam chłopaków, którzy werbowani byli na dwa lata do wojska, jeśli nie podejmowali nauki po maturze czy szkołach zawodowych. Żyliśmy spontanicznie, bez planów i pomysłów na życie. Ale mieliśmy mnóstwo ideałów wtłoczonych do głowy w szkole, kościele; oczywiście także poprzez muzykę tamtych lat. Emigracja do Włoch po1989 roku miała swój specyficzny klimat. To był dobry czas dla Polaków we Włoszech, czas pięknego pontyfikatu Jana Pawła II. Polakom okazywano szacunek i gościnność. Większość ludzi przyjeżdżała tu do pracy – głównie fizycznej lub opiekuńczej; sporo osób zostało tu do dzisiaj, zakładając rodziny między sobą lub wchodząc w związki mieszane z Włochami. I tak już prawie lat mieszkamy we Włoszech. Po śmierci Jana Pawła II sytuacja Polaków i stosunek Włochów do nas bardzo się zmienił. Nieustająca fala nowych, współczesnych emigrantów wiele zmieniła. Szacunek i życzliwość zaczynają zamieniać się w nacjonalistyczne nastroje i niechęć do naszej obecności tutaj. Nie jesteśmy już tu tak mile widziani jak kiedyś, coraz częściej Polacy tracą pracę i po prostu stąd wyjeżdżają. Ja skończyłem w Rzymie studia na Uniwersytecie Laterańskim. Pracuję w sławnym Watykańskim Szpitalu Pediatrycznym Bambino Gesu i współpracuje z Watykańską Kongregacją do Spraw Świętych, więc nie mogę w tym względzie narzekać. Profesjonalnie czuję się absolutnie spełniony. Kiedy tu przyjechałem marzyłem o świecie lepszym niż w mojej, ale zmarnowanej i okaleczonej po komunizmie ojczyźnie. Polska jednak poszła do przodu, rozwinęła się – nam we Włoszech żyje się coraz gorzej i może nie jest to tylko kwestia materialna, ale przede wszystkim duchowa. Coś stało się z kulturą, bardzo zmieniły się relacje z ludźmi. Dotyczy to zarówno relacji polsko – włoskich, jak i niestety polsko – polskich.


– Co zmieniło się z tamtych oczekiwań?

A.N. Jak już wspomniałem – brakuje mi w tym świecie naszej kultury i poziomu nauczania i wychowania. Dziś marzę, by moje dzieci mogły uczyć się i studiować w Polsce. Ale, jak powtarza często jeden z moich znajomych – „z emigracji się nie wraca” – ani fizycznie ani/albo zwłaszcza mentalnie. Coś zmieniło się we mnie, coś pękło i się nie goi, coś jest jak otwarta rana. Rozczarowania? Raczej żal i tęsknota. Nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie wtedy w Polsce, ale byłbym u siebie. Czy na emigracji można być u siebie? „Tam skarb Twój, gdzie serce Twoje” …”Gdzieś daleko stąd został rodzinny dom – tam jest najpiękniej”, ile razy to już śpiewałem…. Zaczynam dochodzić do wniosku, że tu nigdy nie będę u siebie, tutaj nie spotkam się ze zrozumieniem bez słów ze strony Włochów, choćby nie wiem, jak byli mi bliscy – nie ta historia, nie ten świat, nie ta mentalność i wrażliwość…


– Jak oceniasz dziś swoje miejsce w Rzymie?

A.N. To, że tu jestem, żyję i pracuję stało się koniecznością, po prostu. Pracuję by żyć, by trwać. I może to powinno mi wystarczyć?! Ale Polak to taki dziwny człowiek – naładowany ideami, ciągle chciałby coś zmieniać. Wychowałem się w czasach działania i idealizmu i to mi zostało jeszcze z Polski. Nie umiem stać z boku i obojętnie patrzeć, jak zapada się świat wartości, w które wierzyłem: dobro, przyjaźń, miłość, wolność….czy radość życia. Jestem na emigracji, i jestem tu już dłużej niż przebywałem w Polsce. Czy widzę swoje miejsce w Rzymie jakoś wyjątkowo? Sam nie wiem. Szukałem dla siebie ludzi i miejsc, w których odnalazłbym polski klimat. Ale zanim to się stało, zacząłem sam szukać siebie w muzyce. Ponad rok temu wydałem pierwszą solowa płytę „Powroty”. Tytuł mówi sam za siebie. Przerwałem smutek i tęsknotę, przerwałem milczenie i tak powstawały powoli moje utwory. To może jeszcze nie moje miejsce w Rzymie, ale dzięki tej płycie i innym okolicznościom spotkałem się bliżej z Polonią rzymską.


– Czym dla Ciebie jest muzyka?

A.N. Muzyka kształtuje i towarzyszy mi od dziecka. Pochodzę z rodziny, w której lubiliśmy śpiewać i może większość z nas to muzyczne samouki, ale śpiewaliśmy dużo i przy różnych okazjach. Jako młody chłopak z kolegami założyłem zespół rockowy WAMP. Uczyliśmy się życia, muzyki, wrażliwości na przebojach zespołów naszych czasów: Lombard, Perfect, Republika, Turbo, RSC, Maanam…. Przeboje naszych idoli kształtowały też naszą tożsamość i nasz system wartości:Przeżyj to sam, Autobiografia, Nie płacz Ewka, Krakowski spleen, Telefony, Nieme kino….Na tych i innych tekstach uczyliśmy się przyjaźni, ale też specyficznego, bo zabronionego w tamtych czasach (początek lat 80. XX wieku) patriotyzmu. Dzięki muzyce nasza Polska była głęboko w naszych sercach, tak jak nasze marzenia o lepszym życiu w wolności. Dlatego muzyka jest we mnie, przez muzykę do dzisiaj najpełniej wyrażam siebie. Kiedy po latach spotykam się w Polsce z moimi przyjaciółmi, rozmawiamy ze sobą tamtą muzyką i wszystko jest jasne.

– Dlaczego przypominasz ją dzisiaj Rodakom na estradach Europy?

A.N. W świecie otwartych granic, globalizacji znalazłem taki sposób, byśmy mogli ocalić własną tożsamość, przypomnieli sobie, co było i powinno być dla nas ważne. Emigracyjna codzienność może nas wyzuć z marzeń, ograbić z wartości, a często nawet pozwala zapomnieć, kim jesteśmy, dlaczego w obcej ziemi tak pusto i źle, chociaż jest w zasięgu ręki prawie wszystko. Śpiewał Lombard: Przeżyj to sam, nie zamieniaj serca w twardy głaz ,póki jeszcze serce masz. Ten swoisty hymn mojego pokolenia oraz inne piosenki tamtych czasów mają w sobie niewytłumaczalną moc. Ilekroć odtwarzam je na estradach, czy w środowiskach polonijnych zaczyna między ludźmi coś się zmieniać. Obcy sobie tłum nagle staje się grupą przyjaciół, którzy myślą o tym samym, płaczą, wspominają, przenoszą się do siebie….wchodzą w świat własnych pragnień, marzeń; reflektując często o tym, co z nich zostało i kto nam zapłaci za łzy.


– Jaki styl muzyki jest ważny dla dzisiejszej emigracji?

A.N. Wyróżniłbym chyba dwa style. Pierwszy to ten, o którym wspominałem wyżej. Muzyka naszej młodości, czyli lat 80. XX wieku. Może czasem my, dorosłe dzieci mamy żal za kiepski przepis na ten świat, ale jednak jest to już nasz świat i innego nie będzie. Ta muzyka jest jak powrót do domu, do szkoły; do dalekiej ojczyzny, do rodzin i przyjaciół. Nie pozwala nam zapomnieć, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy; jest istotną częścią naszej kultury i naszej tradycji – której nasze dzieci już nigdy nie zrozumieją. Drugi styl to muzyka typowo rozrywkowa: biesiadna i nawet disco polo. Ona integruje grupy i pozwala się bawić, po prostu. Człowiek potrzebuje święta, zabawy po to, by codzienność go nie przygnębiła, nie odebrała radości życia, nie oderwała od ludzi. Taką muzykę od niedawna też wykonuję – być może wkrótce ukaże się moja druga płyta już w takim stylu.


– Czym stały się dla Ciebie wspólnoty polonijne?

A.N. To ciekawe pytanie. Żyjąc na emigracji od 1989 roku, ze wspólnotami polonijnymi zetknąłem się stosunkowo niedawno. Najpierw przyglądałem się ich działaniom, potem sam włączyłem się np. w prowadzenie audycji w polonijnym radio Rzym i tak powoli zacząłem grać na gitarze przy różnych okazjach. Potem pomyślałem o zespole, o płycie….i spontanicznie zacząłem się w tych grupach odnajdywać. Swoimi występami towarzysze w akcjach charytatywnych, przy okazji rożnych świąt i uroczystości. W sposób szczególny łączy mnie przyjaźń i współpraca ze Stowarzyszeniem INSIEME pani Bożeny Wróblewskiej i Edyty Felsztyńskiej które to właśnie w tym roku obchodzić będzie swój piękny jubileusz, 10 lat działalności i istnienia. Czym dla mnie są – częścią mojej Polski, wspomnieniem moich stron, moich przyjaciół.

– Jak oceniasz konieczność ich istnienia?

A.N. Człowiek nie jest bezludną wyspą. Potrzebuje drugiego człowieka, który chociaż spróbuje Cię zrozumieć. Który będzie z tego samego świata. Wspólnoty polonijne na całym świecie mają ten sam cel – ocalić od zapomnienia polską tradycję, kulturę, tożsamość….przekazać je następnym pokoleniom, jak robili to nasi dziadkowie czy rodzice. Dlatego ich istnienie jest i pożądane i konieczne. Na pewno łatwiej jest polskim rodzinom na emigracji to dobro zachować i przekazać. Dużo trudniej, gdy rodziny są kulturowo mieszane. Trzeba wzajemnego szacunku i zrozumienia, by najmłodsze pokolenie mogło chociaż poznać i wybrać dany model kultury.

– Jakie macie współcześnie sposoby na budowanie/utrzymanie tożsamości narodowej na emigracji?

A.N.
Współczesny świat i media dają nam wiele możliwości. Od możliwości stworzenia na potrzeby polonii radia, telewizji, czasopism – po kultywowanie obyczajów i zwyczajów czy to świątecznych, rodzinnych czy świeckich. Stąd często spotykamy się z różnych okazji, szczególnie zaś Wigilii, Bożego Narodzenia, Wielkanocy. Ale też organizujemy bale sylwestrowe, karnawałowe, andrzejkowe i inne. Zapraszamy gości z Polski na spotkania, dyskusje o naszym wspólnym narodowym dziedzictwie; wspieramy akcje i działania; dyskutujemy o patriotyzmie w tych niełatwych czasach… i znów jest jak w naszej muzyce, gdy Republika śpiewała”

To nie karnawał,
Ale tańczyć chcę
I będę tańczył z nią po dzień.

To nie zabawa,
Ale bawię się
Bezsenne noce senne dnie.
To nie kochanka,
Ale sypiam z nią
Choć śmieją ze mnie się i drwią.

Taka zmęczona
I pijana wciąż
Dlatego nie
Nie pytaj mnie.

Nie pytaj mnie, dlaczego jestem z nią,
Nie pytaj mnie, dlaczego z inną nie,
Nie pytaj mnie, dlaczego myślę że,
Że nie ma dla mnie innych miejsc.

Nie pytaj mnie, co ciągle widzę w niej,
Nie pytaj mnie, dlaczego w innej nie,
Nie pytaj mnie, dlaczego ciągle chcę,
Zasypiać w niej i budzić się.

Te brudne dworce
Gdzie spotykam ją,
Te tłumy które cicho klną,
Ten pijak który mruczy coś przez sen
Że PÓKI MY ŻYJEMY ona żyje też.

Nie pytaj mnie,
Nie pytaj mnie,

– Dziękuję ci Alku za rozmowę. Z Alkiem Nowakiem z Rzymu rozmawiała Yvette Poplawska. Bruksela 5 marzec 2017.

Zostaw komentarz