W połowie stycznia wojskowymi samolotami polski rząd ewakuował z Donbasu 178 osób polskiego pochodzenia – od kilkulatków do ludzi w podeszłym wieku. Wszyscy próbują teraz zaczynać w Polsce nowe życie.
Mieszkający od pokoleń w Donbasie Ukraińcy polskiego pochodzenia zabrali ze sobą do wojskowych samolotów po 30 kg bagażu. Były w nich przede wszystkim ciężkie, bo zimowe ubrania, laptopy, podstawowe dokumenty: świadectwa pracy, dyplomy ukończenia studiów, niektóre dzieci upchnęły do walizek ulubione zabawki. Ale nie wszystkie dzieci miały to szczęście.
– Uciekłam z synem z naszego mieszkania kilka miesięcy przed ewakuacją do Polski, mieszkaliśmy
raz u rodziny, raz u znajomych, o przenoszeniu zabawek syna nie było mowy, zostały w domu, do
którego nie mamy wstępu – mówi w rozmowie z Polską Agencją Prasową mama 7-letniego
chłopca, która pracowała przed wybuchem konfliktu rosyjsko-ukraińskiego jako policjantka.
Separatyści mieli ją na tzw. liście, szukali jej, chcieli aresztować, więc się ukrywała. A razem z nią –synek.
Kilka osób z rodzinnych domów zabrało też albumy ze zdjęciami, jedna z kobiet – maszynę do
szycia. Wzięła ją, choć była ciężka, bo uznała, że szyciem może w Polsce zarobić na życie.
Cisza lasu
Ewakuowani z Ukrainy prosto z wojskowego lotnika pod Malborkiem autokarami zostali
przewiezieni do ośrodków Caritas w Łańsku i Rybakach, gdzie każda rodzina została
zakwaterowana w oddzielnych pokojach. Wyżywienie wszystkim zapewniała działająca przy
ośrodku stołówka.
Oba ośrodki, do których trafili ewakuowani z Donbasu, leżą w środku popularnych wśród władz
PRL-u lasach łańskich, nad jeziorami. Tuż po wyjściu z autokarów wszyscy zwrócili uwagę na panującą tu ciszę, spokój. Większości z nich ten spokój był obcy nie tylko z powodu tego, że od
tygodni żyli pod ostrzałem, ale też i dlatego, że Donieck był przed wybuchem konfliktu dużym,
gwarnym miastem. Mało kto znał leśną ciszę, jaka panowała zimą na Warmii.
Mówienie, pisanie, szkoła…
Tuż po przyjeździe ewakuowani z Donbasu zaczęli przygotowywać się do życia w Polsce.
Stowarzyszenie “Wspólnota Polska” na miejscu uruchomiła dla dorosłych kursy językowe
przystosowane do ich poziomu znajomości polskiego – w sumie 180 godzin, dzieci w wieku
szkolnym po miesiącu odpoczynku poszły do polskich szkół – większość do miejscowości
Stawiguda, gdzie zostały przyjęte ciepło i życzliwie.
W wolnym czasie panie ćwiczyły aerobic, panowie wędkowali, a dzieci szalały na podwórku. Tylko
w porze telewizyjnych wiadomości wszyscy ze strachem siadali przed telewizorami, by patrzeć “co
znowu ostrzelali w Doniecku”. Gdy ktoś się dodzwaniał do rodziny czy znajomych, wypytywał o
zniszczenia, o to, co się dzieje w ich stronach.
– Dobrze, żeśmy wyjechali – mówili zwykle, gdy słyszeli najnowsze wieści. Gdy w Donbasie życie
robiło się coraz cięższe w ramach tzw. łączenia rodzin na Warmię przyjechało kilkanaście kolejnych
osób: małżonków, dzieci, rodzeństwo – w sumie liczba uchodźców wzrosła do niemal 200 osób.
Jedna z pań w Polsce urodziła córkę, jedna ze starszych osób zmarła.
Wobec tych, którzy zdecydowali się zaczynać w Polsce nowe życie wojewoda warmińsko-mazurski, wszczął procedury legalizacyjne, które skutkowały wydaniem tzw. kart stałego pobytu. Dzięki nim Ukraińcy mogą w Polsce legalnie pracować, pobierać zasiłki z pomocy społecznej, a także podróżować po całej Unii Europejskiej. Do początków maja takie karty otrzymało ponad 180 osób.
Czas na swoje
Polski rząd opłacił ewakuowanym z Donbasu pobyt w ośrodkach na Warmii na pół roku tj. do 13 lipca. Do tego czasu wszyscy powinni zacząć pracować i znaleźć mieszkanie. Aby ułatwić im to zadanie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych uruchomiło bank ofert, do którego propozycje pracy i mieszkań składają samorządy, organizacje i firmy z całego kraju.
Rzeczniczka prasowa MSW Małgorzata Woźniak podkreśla w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że propozycji pracy jest już tyle, że zostaną przedstawione wszystkim ewakuowanym.
– Nieco gorzej jest z propozycjami mieszkań, nie mamy ich jeszcze dla wszystkich rodzin –
przyznaje Woźniak i dodaje, że w związku z tym MSW zwróciło się do samorządów, instytucji oraz
organizacji pozarządowych z prośbą o wskazanie mieszkań dla uchodźców z Donbasu. Woźniak
podaje, że najbardziej pożądane są mieszkania w miastach Śląska, w Łodzi, czy Poznaniu. W tych
miastach są też dla ewakuowanych przygotowane oferty pracy.
– W bazie mieszkaniowej mamy też mieszkania, które są wyremontowane, ale które trzeba
wyposażyć w podstawowe sprzęty, bo trzeba pamiętać, że ci ludzie nie zabrali ze sobą z Ukrainy
pralek, czy lodówek – podkreśla rzeczniczka.
Dyrektor ośrodka Caritas w Rybakach ks. Piotr Hartkiewicz mówi w rozmowie z Polską Agencją
Prasową, że wśród ewakuowanych są osoby, które odmówiły przygotowanej dla nich oferty pracy.
– Odmawiają pewnie licząc na więcej – zaznacza ks. Hartkiewicz i podkreśla, że postawa ludzi
przesiedlonych z Ukrainy jest bardzo różna, ponieważ kilka osób znalazło pracę na własną rękę.
Dotąd z Rybaków wyprowadziły się dwie rodziny: jedna do Warszawy, druga w okolice Wrocławia.
Wkrótce ma się wyprowadzić kilka kolejnych: ponownie do Wrocławia i do Zielonej Góry.
– Najwięcej wyprowadzek nastąpi, gdy zakończy się rok szkolny – przyznaje ks. Hartkiewicz i
dodaje, że miejsce, do którego trafiają przesiedleni z Ukrainy jest wcześniej starannie sprawdzane,
a oferta pracy weryfikowana. – Zależy nam na tym, by ci ludzie odnaleźli się w miejscu, do którego
trafią, by zaczęli tam normalne życie. Chcemy uniknąć sytuacji, w których po kilku tygodniach te
osoby stają się bezrobotne, czy bezdomne, robimy wszystko, by temu zapobiec – podkreśla ks.
Hartkiewicz.
To, ile rodzin z Donbasu znajdzie w Polsce nowy dom, pokaże czas. Niektórzy bowiem zamierzają
emigrować dalej na Zachód.
Joanna Wojciechowska (PAP)